Wyprawa na Słowację

Postanowiłem się wybrać na Słowację. Zamierzałem iść ich szlakiem głównym (czerwonym - Cesta hrdinov SNP, czyli jak się zdaje Droga Bohaterów Narodowego Powstania Słowackiego) od Trenčina do Przełęczy Dukielskiej. Wziąłem ze sobą to, co zwykle: namiot, menażkę (gotowanie na ognisku), solidny nóż, sporo "żarcia" no i komplet map (1:50 000, VKÚ Harmanec - dość dokładne mapy, choć nie zawsze aktualne).

8 VIII.

Rano łapię pociąg do Katowic, później z Katowic do Žiliny a na końcu z Žiliny do Bratysławy, którym dojechałem do Trenčina. Co ciekawe, opóźnienia były minimalne, na miejscu jestem ok. 12:50. Niezbyt ciekawy marsz przez miasto ale pod koniec niespodzianka: źródło mineralne. Wprawdzie było już trochę chętnych (niektórzy mieli ze sobą spore ilości butelek) przez co musiałem czekać z pół godziny ale w końcu się udało. Trochę piję (niezła!), wymieniam wodę w manierce, idę dalej. Wściekły gorąc, ani jednej chmurki. Zaraz potem szlak wchodzi w las, choć niezbyt atrakcyjny (często uczęszczany). Parę razy mijam się z grupą ok. 8-10 turystów, którzy też wyszli z Trenčina. Idą nawet dość szybko (odrobinę szybciej ode mnie!) ale co jakiś czas robią odpoczynki, więc ich w końcu zostawiam w tyle. Szlak nienajlepiej oznakowany, trzeba ciągle uważać. Dochodzę do Trenčiańskich Teplic, tam zjadam zupę, idę dalej. Nie udaje mi się dotrzeć do zaplanowanego miejsca (w pobliżu szczytu Hol'azne), więc rozbijam namiot przy Omšenskiej Babie. Zaznaczony na mapie strumyk okazuje się być suchym korytem ale za to nieco wcześniej jest obudowane źródło i miejsce po ognisku - widać nieraz tu nocowano. Miejsce na namiot nienajlepsze (dość pochyłe, więc ciągle zjeżdżam w dół), ale nocowałem już w gorszych warunkach.

9 VIII

Pobudka o 5:00, mycie, śniadanie, herbata i w drogę. Myślałem, że na planowane miejsce noclegu dotrę w godzinę, zajęło mi to prawie dwie - również dlatego, że w pewnym momencie schodzę ze szlaku (słabo oznakowany). Przy podejściu pod Vápeč niespodzianka - szlak poprowadzono nieco inaczej, niż na mapie: znacznie dłużej wzdłuż strumienia (po drodze doskonałe źródło, kawałek dalej niezłe miejsce biwakowe) a potem ostro w górę. W pewnym momencie dołącza szlak niebieski (według mapy powinien iść razem z czerwonym od Hornej Poruby) i zaczyna się właściwe podejście. Gdzieś za połową kolejne źródło, ale bardzo mało wydajne (ledwie kapie). W końcu idę pod szczytem (bardzo ładne skałki) i wdrapuję się na główny grzbiet. Przy zejściu znów się okazuje, że szlak idzie trochę inaczej (tym razem jest to bardziej skrót niż wydłużenie trasy). Schodzę do wsi Kopec a za nią znów zmiana przebiegu szlaku - zamiast cały czas asfaltem, jest poprowadzony lasem. Stopniowo wznosi się w górę, potem nagłe zejście i powrót na asfalt. Odejście w górę (skręt trochę wcześniej, niż na mapie, ale za to przez las a nie przez łąki) i ... w pewnym momencie schodzę ze szlaku. Źle oszacowałem swoją pozycję, wskutek czego trafiam w jakąś dziwną okolicę, idę na czuja i znów wychodzę na zejście szlaku z drogi - zrobiłem niemal półtoragodzinną pętlę. A niech to! Idę jeszcze raz, tym razem uważniej - i dochodzę tam, gdzie trzeba (a nawet zauważam miejsce, w którym zszedłem ze szlaku). Bardzo zmęczony docieram do wsi Zliechov i rozbijam się kawałek za nią, przy stoku Strážova - głównego szczytu Strážovskich Vrchov.

10 VIII

Po godzinie marszu docieram na szczyt (aby nań dotrzeć, trzeba kawałek odejść z głównego szlaku) - wspaniały widok! Schodzę (po drodze mijam niezłe miejsce na rozbicie namiotu), idę przez wieś Čičmany. Dalej szlak prowadzi niezbyt wysokim grzbietem, na którym znajduję pełno malin - korzystam z okazji i zjadam ich bardzo dużo, w końcu mam ich dość. Szlak mało uczęszczany, miejscowi zbierają niżej - znakomita okazja dla turystów. Ok. 13:30 jestem na szczycie Homôlka (w tej okolicy pierwotnie planowałem nocleg - już pół dnia opóźnienia!), ostre zejście na Fačkovské sedlo i prawie dwugodzinny marsz zboczem południowego krańca Malej Fatry. Gdy dochodzę do Vríckego sedla jest już dość późno (a chcę się rozbić za górą Závozy, możliwie przed 19:00 aby nie gotować po ciemku) więc robię krótki odpoczynek i ruszam z kopyta. Po raz pierwszy jestem zadowolony z tempa - idę naprawdę ostro i na przełęczy jestem parę minut przed siódmą. Po kilku minutach dochodzę do źródła - niestety, teren jest zryty przez bydło (które zresztą jest w zagrodzie obok). Schodzę niżej i w końcu przy polanie a jednocześnie zbiegu dróg (jedna z nich prowadzi z powrotem na przełęcz) znajduję parę źródeł nadających się do użytku. Wprawdzie teren jest również pełen śladów bydła, ale przynajmniej nie ma błota, więc tu spędzam kolejną noc.

11 VIII

Dalej idę małym pasmem Žiar - jedynym ciekawym miejscem okazuje się całkiem ładny szczyt Vyšehrad z książką pamiątkową na szczycie. Dochodzę do wniosku, że prawdopodobnie nie uda mi się zrobić całej zaplanowanej trasy - zamierzam dojść do Koszyc a potem się zobaczy. Kilkakrotnie mijam się ze sporą (ok. 8 osób) wycieczką rowerową - ja ich mijam na trudniejszych odcinkach a oni mnie na łatwiejszych. Ostatecznie się rozstajemy przy chacie pod Opaleným vrchom - tam nasze drogi się rozchodzą. Planowane miejsce noclegowe mijam po 14:00 - coraz gorzej. Idę dalej, robi się coraz później i w końcu postanawiam nocować pod Sedlem pod Vysokou. Ostro ruszam do przodu - aby być na miejscu przed 19:00, muszę iść w tempie o połowę lepszym, niż tempo szlakowe (czyli czas przejścia krótszy, niż 2/3 szlakowego). Nawet mi się to udaje - zwłaszcza że czuję, że już się zaaklimatyzowałem. Podejście pod Bralovą skalę robię nawet dwukrotnie szybciej, niż przewidziano. Mimo iż szlak na Kozich chrbtach jest nienajlepszy (wijąca się ścieżka, sporo chaszczy a w pewnym miejscu nawet zwalonych drzew) jestem na miejscu kilka minut przed czasem. Niestety, strumyk okazuje się dość słaby i błotnisty a samo miejsce to podmokła łąka, w związku z czym z wody korzystam raczej ostrożnie (długo gotuję).

12 VIII

Po wyjściu z lasu szlak powinien prowadzić wyraźną drogą - widać, że ona kiedyś była wyraźna ale od paru lat nie jest używana (zarośnięta trawą). W pewnym miejscu natrafiam na specjalny szlakowskaz informujący, że przez 1 km szlak jest nieoznakowany i idzie przez pole. Idzie się tym trudniej, że pola są już skoszone, ale wyznaczam sobie przybliżony kierunek - kieruję się na odległe drzewo - i okazuje się, że na drzewie obok jest podobna tabliczka, ale w drugą stronę. We wsi Kunešov natrafiam na przydrożną pompę. Nabieram wody, trochę piję - ma lekki posmak mineralny! Wreszcie mam świetne samopoczucie więc pomimo, iż czeka mnie ok. 6 km marszu asfaltem, ostro ruszam do przodu. Za wsią Kremnické Bane jest kościół (Svätojánsky) a obok znajduje się miejsce, reklamowane jako geografický stred Europy. Trochę mnie to dziwi, gdyż według naszych podręczników geografii wypada on gdzieś w okolicach Łodzi - pewnie inaczej przyjęli północną lub południową granicę Europy. Jest tam nawet ustawiony kamień z wmurowaną tablicą pamiątkową. Chwilę się przyglądam, zaglądam do pobliskiej studzienki (obudowane źródło) i idę dalej. We wsi Krahule uzupełniam zapasy i wchodzę w Kremnické Vrchy. Pod górą Skalka jest całkiem spora antena nadawcza, widoczna z bardzo daleka (z początku myślałem, że to już Vel'ká Fatra). Ok. godz. 12:50 wchodzę na sedlo Tunel - planowane miejsce noclegowe. Wreszcie zacząłem zmniejszać opóźnienie! Dalej idę grzbietem, robię odpoczynek przy chacie obok Kordíckego sedla (jest tam bardzo wydajne źródło wody !). Spotykam dwie babcie zbierające maliny - próbują mnie częstować śliwowicą ale odmawiam mówiąc, że jestem skautem. W końcu ruszam dalej, utrzymując bardzo  dobre tempo. Za szczytem Svrčinník (tuż obok Flochovej) jest ostre zejście a następnie dość trudny teren: góra-dół, niezbyt wielkie ale ostre wejścia i zejścia - tak, jakby Kremnické Vrchy chciały mnie jak najdłużej zatrzymać. Ponieważ robi się późno, więc mnie to trochę drażni. W końcu docieram na sedlo Malý Šturec i wchodzę w Vel'ką Fatrę. Kawałek idę szlakiem (który idzie dość wygodną drogą niemal wykutą w skałkach - wspaniały widok ale jestem już bardzo zmęczony) i w miejscu, gdzie dochodzi do grzbietu schodzę na drugą stronę. Idę na wyczucie jakimiś bezdrożami, częściowo ścieżkami wydeptanymi przez zwierzęta i w końcu ok. 18:30 dochodzę do strumienia Široká - co ciekawe, dokładnie w tym miejscu, w którym zamierzałem (no, powiedzmy, z dokładnością 50 m), przy rozwidleniu dróg. Miejsce byłoby znakomite gdyby nie bardzo kamieniste podłoże (jest to jego jedyna wada - znakomita woda, dużo drzewa, teren bardzo równy).

13 VIII

Ruszam w górę strumienia - okazuje się, że trafiłem na najwyżej położone miejsce dobre do rozbicia namiotu, dalej byłoby z tym znacznie gorzej. Po ostrym podejściu trafiam na grzbiet i w pobliżu Krásnego Kopca wracam na szlak. Uzupełniam wodę w żródle Král'ova studňa, wdrapuję się na szczyt Križna i teraz już głównie zejście. Przed sedlem Vel'ký Šturec mała powtórka z poprzedniego dnia: sporo stromych i skalistych pagórków, znów góra-dół - tak mnie żegna Vel'ká Fatra, dalej już są Nízke Tatry. Planowane miejsce noclegu mijam po 13:00 - niedobrze! W końcu wdrapuję się na Zvolen, schodzę do wsi Donovaly (miałem nadzieję, że tam uzupełnię zapasy, ale nie było po drodze żadnego sklepu a nie chciało mi się wracać i schodzić niżej). Zaliczam parę niższych szczytów, na koniec Kozí Chrbát (spotykam coraz więcej turystów) i ok. 18:30 docieram na Hiadel'ské sedlo, gdzie się rozbijam tuż przy granicy parku narodowego. Znajdujące się tam źródło jest niezbyt wydajne i trzeba do niego kawałek zejść, ale miejsce w sumie nienajgorsze. Obok się rozbiła jakaś rodzina z Węgier (głowa rodziny nienajgorzej mówi po angielsku), trochę niżej byli jacyś inni turyści (nocujący pod folią).

14 VIII

W nocy trochę pada, ale schowałem sporo drzewa do namiotu, więc rano nie mam problemów. Wyruszam tuż za grupą słowackich skautów (z Vrútek), którzy dość szybko idą (dogoniłem ich dopiero wtedy, gdy zrobili krótki przystanek). Spotykamy się ponownie na Vel'kej Chochul'i (dotarli tam akurat wtedy, gdy kończyłem odpoczynek) i już się więcej nie widzimy, wyrywam do przodu. Nic dziwnego - oni chcą dotrzeć na Chabenec i nocować na Chopoku, ja chcę jeszcze zaliczyć Dumbier i nocować w chacie generála Štefánika. Ok. 12:30 mijam planowane miejsce noclegu (pod Zámostską hol'ą). Turystów sporo, wreszcie spotykam innych Polaków. Widoczność nienajlepsza, dookoła chmury ale się wypogadza. Bez problemów docieram na Chopok, w Kamennej chacie jem vypražany syr i piję herbatę, zaliczam szczyt (plecak zostawiam w schronisku) i decyduję się iść dalej. Wprawdzie według tempa szlakowego powinienem być na miejscu bardzo późno (chyba po 21:00), ale szedłem dużo szybciej - zwłaszcza, że tam szlak jest wyłożony ściętymi od góry kamieniami; niedzielni turyści pewnie mają spore problemy ale (przy zachowaniu pewnej ostrożności) można po czymś takim dość szybko chodzić. Efekt: przy podejściu na Ďumbier idę 3 razy szybciej niż tempo szlakowe a schodzę 2 razy szybciej, dzięki temu jestem w schronisku ok. 19:35. W ten sposób zmniejszyłem opóźnienie względem planu do ok. 3 godzin - nieźle. W schronisku sporo ludzi, ale się załapuję na podłogę. Napomykam, że mogę nawet rozbić namiot ale gość z obsługi odpowiada krótko: nie możesz.

15 VIII

Ponieważ jestem w schronisku, więc wstaję ok. 6:00 (nie trzeba zwijać namiotu), udaje mi się wyjść ok. 8:20. Z konieczności schodzę żółtym do Vyšnej Bocy (muszę uzupełnić zapasy i chcę wysłać kartkę do domu) a potem niebieskim do góry. Tu znów schodzę ze szlaku i dochodzę do Bacúšskego sedla ok. pół godziny później, niż zamierzałem; ponownie mi się to zdarza w okolicach Vrbovicy i w efekcie znów mam sporo opóźnienia. Od Homôl'ki ruszam ostro do przodu i ok. 19:00 udaje mi się dojść do turistickej utulňy pod Andrejcovą. Jest tam już trochę ludzi, paru z nich pali ognisko. Odrobinę poniżej jest całkiem wydajne źródło a dalej las ... pełen papieru toaletowego (zużytego) i mocno zaminowany minami poślizgowymi (gdyż nie ma tam żadnej wygódki).

16 VIII

Po półgodzinnym marszu docieram na Ždiarske Sedlo - miejsce, gdzie pierwotnie planowałem nocleg. Jest więc spora szansa na dogonienie (a nawet przegonienie) planu! Wdrapuję się na Král'ovą hol'ę, schodzę ponad 1000 m niżej i dochodzę do miejscowości Telgárt (stare szlakowskazy podają inną nazwę, coś w stylu Švermovo, czyli pewnie się zmieniła). Następnie godzinny marsz asfaltową drogą w upalnym słońcu, co mnie wpędza w ponury nastrój - jednak jest to zbyt duży przeskok: od bardzo wysokich, atrakcyjnych widokowo gór do niewielkich pagórków w dość cywilizowanej okolicy. Wprawdzie za sedlem Besnik krajobraz się znacznie poprawia (szlak idzie granicą parku narodowego Slovensky Raj), lecz to niewiele poprawia mój nastrój i wlokę się tempem zbliżonym do szlakowego. W końcu ok. 18:15 docieram w pobliże pagórka Gápel', gdzie rozstawiam namiot. Miejsce nienajlepsze - łąka na terenie parku narodowego, strumyk dość błotnisty ale przynajmniej wartki. Bardzo ostrożnie palę ogień (minimum dymu) i staram się robić jak najmniej hałasu. Może to zbyteczne środki ostrożności, ale wolałbym nie płacić żadnej kary.

17 VIII

Nie niepokojony przez nikogo jem śniadanie, gotuję herbatę, starannie maskuję miejsce po ognisku, zwijam namiot i w drogę. Podły nastrój mnie nie opuszcza, ale na razie jestem zdecydowany dojść do Košic, później do Kysaka a stamtąd albo wrócić koleją (przez Plaveč i Muszynę) albo dalej iść do Przełęczy Dukielskiej. Wchodzę w Volovské Vrchy. Pod Kruhovą obżeram się malinami, za Ostrą nabieram wody (bo nie miałem zbytniego zaufania do strumyka w miejscu biwakowania) i podchodzę pod Smrečinkę. Tu znów się okazuje, że szlak idzie inaczej, niż na mapie; na dodatek, w pewnym miejscu jest spora plątanina ścieżek i w efekcie schodzę ze szlaku nie znając zbyt dokładnie swego położenia. Dość szybko trafiam na szlak, ale żółty, który idzie grzbietem i ma się przecinać z czerwonym - tyle, że z której strony? Idę kawałek na północ - nie ma skrzyżowania, więc idę na południe (a właściwie południowy zachód). Dość szybko dochodzę do miejsca, które jestem w stanie zidentyfikować na mapie (szlak żółty dochodzi do większej drogi leśnej w pobliżu chaty), czyli jestem na zboczu góry Stromiš (szlak przez nie prowadzi przez sam szczyt). Czyli chyba jednak trzeba zawrócić. Myślę sobie tak: albo czerwony tak bardzo skręcił na południe - wtedy po prostu dojdę do stacji kolejowej i kończę wyprawę; prawdopodobnie jednak te szlaki się przecinają gdzieś z drugiej strony. Po dłuższej chwili wreszcie trafiam na skrzyżowanie - pod szczytem Smrečinki, ale z przeciwnej strony, niż to było na mapie. To błądzenie dość mocno mnie zdenerwowało (ponad półgodzinne opóźnienie), na dodatek zaczęła się zbliżać burza. Zszedłem na sedlo Sul'ová, przeczekałem deszcz (na szczęście, niezbyt intensywny) i pomyślałem sobie tak: właściwie to główną część wyprawy mam za sobą (Strażovské Vrchý, Vel'ká Fatra i Nízke Tatry), ponury nastrój mnie nie opuszcza, buty zaczynają się rozwalać - pora wracać. Zszedłem do wsi Hnilec i chciałem stamtąd wracać pociągiem ale zawiadowca poradził mi, bym pojechał do Mlynek, złapał autobus do Spišskej Novej Vsi i stamtąd pojechał przez Poprad do Plaveč. Brzmiało to ciekawie, ale jeszcze ciekawiej było pójść szlakiem zielonym na Sedlo Grajnár i tam zaczekać na wspomniany autobus. Ponieważ nie zapamiętałem dokładnie, o której miał odjeżdżać, więc narzuciłem sobie bardzo ostre tempo a pod koniec nawet zrobiłem sobie skrót polegający na marszu na krechę do góry zamiast szlakiem. Skrót okazał się wątpliwy (bo po deszczu teren był dość grząski a przy grzbiecie musiałem się przedzierać przez maliny i inne chaszcze), ale w końcu dotarłem na przełęcz, gdzie musiałem jeszcze ponad godzinę czekać na autobus (ale przynajmniej podsuszyłem się na Słońcu). Notabene, zaznaczone na mapie schronisko okazało się być zabite dechami. W Spišskej Novej Vsi okazało się, że najszybciej byłoby jednak przez Kysak i tam złapać bezpośredni pociąg do Krakowa (na miejscu ok. 7:30) ale zrezygnowałem z tego z dwóch względów. Po pierwsze: to było zbyt łatwe, po drugie: mogło mi nie wystarczyć koron słowackich na bilet do Krakowa a wysiadać w Muszynie, tam kupować do Krakowa ... - pewnie nie zdążyłbym wrócić do pociągu i w efekcie byłbym dużo później, postanowiłem jechać przez Čadcę. Wsiadam w pociąg jadący do Czech, wysiadam w Čadcy - okazuje się, że pociągi do Zwardonia są dopiero następnego dnia, pewnie szybciej będzie przez Cieszyn. Kupuję bilet do Czeskiego Cieszyna, wsiadam z powrotem do pociągu którym uprzednio jechałem (akurat zdążyłem), wysiadam w Czeskim Cieszynie. Ponieważ nie mam czeskich koron, więc postanawiam przejść pieszo przez granicę a z Cieszyna wrócić pociągiem. W tzw. międzyczasie robi się północ.

18 VIII

Ponieważ nigdy tu wcześniej nie byłem, więc kieruję się znakami drogowymi i trafiam ... na przejście w Chotěbuzu. Tam, niestety, nie przepuszczają pieszych, więc zawracają mnie z powrotem. Na pytanie jak trafić na przejście dla pieszych odpowiadają: obok kolejowego. Wracam niemal do punktu wyjścia, idę wzdłuż torów, dochodzę do Olzy a tu żadnego przejścia! Idę więc w górę rzeki i dość szybko trafiam na dwóch policjantów, którzy mi udzielają wskazówek. W końcu ok. 1:00 szczęśliwie przekraczam granicę, gdzie przy okazji pytam o najkrótszą drogę do dworca PKP do którego docieram jakieś 20 minut później. Okazuje się, że na najbliższy pociąg trzeba czekać ponad 3 godziny: do Bielska Białej a stamtąd już bezpośredni do Krakowa. Jem zaimprowizowaną kolację i układam się do drzemki. Co jakiś czas coś mnie budzi ( inni zabłąkani podróżni oraz 1 policjant, który uparł się mnie spisać, bez podania żadnych przyczyn - zresztą, nie pytałem go o to), w końcu wsiadłem do pociągu który powlókł się w swoją stronę. Na miejscu byłem niemal zgodnie z rozkładem, czyli ok. 10:30 (parominutowe opóźnienie).

Powrót do strony na temat gór.

Powrót do strony głównej.