Rozważania na temat natury znaków, domów, punktów arabskich i midpunktów.

Znaki i domy a fizyka.

Nieraz sobie zadawałem pytanie: skąd w ogóle się te zjawiska mogą brać? Najwyraźniej mają jakiś związek z przyspieszeniem: znaki z ruchem orbitalnym (zakrzywionym, a więc przyspieszonym), domy z ruchem wokół własnej osi (występuje tu przyspieszenie odśrodkowe). Aż kiedyś przyszło mi na myśl zjawisko tzw. promieniowania hamowania - ładunek elektryczny, który jest przyspieszany (lub opóźniany), wysyła promieniowanie elektromagnetyczne. Może ze znakami i domami jest podobnie - np. jesteśmy nośnikami jakiegoś bliżej nie określonego "ładunku" i ponieważ poruszamy się po dość skomplikowanej krzywej, więc wysyłamy jakieś promieniowanie. Znaki to część promieniowania niezależna od współrzędnych geograficznych (składowa globalna), zaś domy to część od nich zależna (składowa lokalna). To by znaczyło, że należałoby uwzględnić także inne ruchy, np. Układu Słonecznego wokół środka Galaktyki albo ruch Ziemi wokół środka masy układu Ziemia-Księżyc - tyle, że ich wpływ byłby odpowiednio mniejszy, być może zaniedbywalny (ponieważ te przyspieszenia są dużo mniejsze). Ta analogia pozwalałaby uzasadnić mój postulat zaniku domów na biegunach, zaprezentowany w artykule Próba naukowego podejścia do astrologii - tam przyspieszenie odśrodkowe jest zerowe, gdyż bieguny leżą na osi obrotu.

Przy tej okazji należy wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Otóż, w myśl Ogólnej Teorii Względności siły grawitacji i bezwładności są równoważne, nie da się ich odróżnić. To by znaczyło, że podczas obliczania pozycji domów zamiast szerokości geograficznej należałoby brać kąt nachylenia lokalnego pionu (wypadkowej siły grawitacji i sił bezwładności) do płaszczyzny równika. Na szczęście, w praktyce różnice są zaniedbywalne.

Fenomenologiczne wyjaśnienie pochodzenia domów.

W sferycznej koncepcji domów, którą przedstawiłem w artykule Próba naukowego podejścia do astrologii, jest kilka niejasności. Jedną z nich jest kwestia: dlaczego właściwie punkt leżący na południu miałby nie odczuwać wpływu żadnego domu? Podobnie w przypadku znaków Zodiaku: jaki byłby mechanizm zaniku ich wpływu na biegunach ekliptyki? Proponuję następujące rozwiązanie.

Wyróżniamy cztery punkty kardynalne podziału na domy: Zenit (Z), Nadir (Nd), Wschód (E) i Zachód (W). W myśl mojej koncepcji, wszystkie te punkty oddziaływałyby na każdy obiekt na Sferze Niebieskiej, czyli innymi słowy każde ciało niebieskie odczuwałoby wpływ wszystkich domów. Brzmi to bardzo dziwnie, więc zaraz dorzucam: wszystkich, ale z różną siłą. Ta siła szybko malałaby wraz z odległością kątową od punktu kardynalnego, czyli w ten sposób oddziaływanie Zenitu przeważałoby na południku miejscowym (Medium Coeli, część koła wielkiego przebiegająca nad horyzontem), oddziaływanie Wschodu na wschodniej połówce horyzontu (ascendent), Nadiru po przeciwnej stronie do Medium Coeli (Imum Coeli, część koła wielkiego będąca pod horyzontem) i Zachodu na zachodniej połówce horyzontu (descendent). Punkty leżące na horyzoncie dokładnie na południu (S) i północy (N) byłyby wyróżnione o tyle, że znajdowałyby się w odległości 90° od wszystkich punktów kardynalnych, czyli jednakowo odczuwałyby wpływ wszystkich domów, a więc efektywnie wpływ domów malałby do zera. Na razie zajmuję się wierzchołkami domów narożnych (I, IV, VII i X), o pozostałych domach wspomnę później.

Ktoś może zapytać: a jak w takim razie wyglądałaby ta "siła" oddziaływania ? To powinno być rozstrzygnięte doświadczalnie (najlepiej przy pomocy badań statystycznych), ale na początek proponuję następującą zależność:

I(d) = A * exp [ B * cos(d) ]

gdzie d jest odległością kątową od punktu kardynalnego (rzeczywistą, mierzoną na sferze a nie na ekliptyce!), A jest stałą normalizacyjną (nie mającą znaczenia przy porównywaniu względnej siły oddziaływania), zaś B jest parametrem, który trzeba wyznaczyć. Stała B określałaby, jak ostre są granice między domami: duża stała oznaczałaby ostre, wyraźne granice i na odwrót (np. B=0 oznaczałoby równy wpływ wszystkich domów).

W ten sposób wyznaczylibyśmy wierzchołki domów narożnych, teraz powstaje pytanie: a co z innymi? Widzę przynajmniej dwie możliwości:

Zależność krzywej intensywności oddziaływania domu od stałej B jest pokazany na poniższym rysunku:

Krzywa czerwona odpowiada najmniejszej wartości stałej B (tu akurat równej 3), zielona pośredniej (10) a niebieska największej (30). Z kolei efekt dominacji oddziaływania konkretnego domu nad oddziaływaniem pozostałych widać na następnym rysunku:

Tu przyjąłem stałą B równą 10. Krzywe zielona, czerwona i ciemnoniebieska pokazują siłę oddziaływania poszczególnych domów podzieloną przez zsumowany efekt oddziaływania wszystkich domów, zaś krzywa jasnoniebieska pokazuje sumę efektów oddziaływań wszystkich 12 domów podzieloną przez wartość w punkcie 0. Widać, że każdy kolejny dom dominowałby na obszarze o szerokości 30° a suma wszystkich oddziaływań byłaby prawie stała, mniej niż 2 razy większa niż maksimum oddziaływania każdego z domów.

Kolejna kwestia: zanik domów na biegunach geograficznych. Z tym będzie nieco trudniej, choć proponuję następujący model matematyczny (mała zabawa wektorami):

Oznaczmy wektor normalny (prostopadły) do powierzchni Ziemi w danym miejscu przez n. Łatwo zauważyć, że Zenit jest punktem przecięcia wektora n ze Sferą Niebieską, zaś Nadir jest punktem jej przecięcia z wektorem -n. Oznaczmy wektor (a właściwie pseudowektor) prędkości kątowej Ziemi przez w (ściślej, powinno być małe omega, ale to dopiero będzie w PostScriptowej wersji tego tekstu). Łatwo zauważyć, że punkt Wschodu leży na przecięciu Sfery Niebieskiej z wektorem w×n ("×" oznacza iloczyn wektorowy) a punkt Zachodu na przecięciu Sfery Niebieskiej z wektorem przeciwnym (nazwijmy te wektory "wektorem ascendentu a i "wektorem descendentu" d). Kolejne spostrzeżenie: na biegunach te iloczyny wektorowe wynoszą zero, gdyż tam wektory normalne są równoległe do wektora prędkości kątowej Ziemi, czyli mamy od razu zanikanie ascendentu i descendentu ! Powstaje pytanie, co zrobić z MC i IC? Aby te rozważania miały sens, ich wpływ powinien zanikać proporcjonalnie do zaniku wpływu Asc. i Dsc. Proponuję następujące rozwiązanie: ponieważ domy są związane z obrotem Ziemi wokół swej osi a na biegunach liniowa prędkość obrotu jest zerowa (bo jest proporcjonalna do cos(f), gdzie f jest szerokością geograficzną), podobnie jest z kołami zataczanymi przez Zenit i Nadir na Sferze Niebieskiej, więc ich "siła" również byłaby proporcjonalna do cos(f). Jeśli to wyrazić za pomocą wektorów, to "wektor MC" m wyrażałby się wzorem n*|w×n|/|n|, gdzie |x| jest długością wektora x ("wektor IC" i różniłby się tylko zwrotem). Aby usunąć asymetrię między wzorami na wektory a i d a m i i należałoby je wszystkie pomnożyć przez |n| :

a=|n|*w×n , d=-|n|*w×n , m=|w×n|*n , i=-|w×n|*n

I jeszcze dwie uwagi, dlaczego tak się upieram przy zależności od cos(d) zamiast po prostu od d:

Osobną sprawą jest kwestia aspektów do Asc, Dsc, MC i IC. Jeśli przyjąć moją koncepcję, w myśl której aspekty zależą od odległości kątowych na sferze niebieskiej (a nie na ekliptyce), to mogłyby być pewne problemy z koniunkcjami i opozycjami do Punktów Kardynalnych - byłyby możliwe tylko na niektórych szerokościach geograficznych; jeśli brać pod uwagę obiekty na ekliptyce, to w grę wchodziłyby obszary równikowe oraz położone w pobliżu zwrotników. Ale przecież w myśl rozpatrywanej koncepcji np. Ascendent nie byłby punktem tylko połówką horyzontu, stąd raczej trzeba wypracować odmienną koncepcję aspektów, niż dla obiektów działających punktowo (np. planety czy Światła). Jedynym rozwiązaniem, jakie mi w tej chwili przychodzi do głowy, byłoby branie odległości kątowych na I Wertykale. Konsekwencje byłyby następujące:

Jest to chyba najsłabsza część całej koncepcji i wymaga ona dopracowania. Wyjaśnienia wymagałaby np. kwestia aspektów do samych punktów kardynalnych (Z, Nd, E, W) - czy miałyby jakieś znaczenie a jeśli tak, to jakie.

Fenomenologiczne wyjaśnienie pochodzenia znaków Zodiaku.

Podobnie jak w przypadku domów, mamy cztery punkty kardynalne: punkt Barana (równonocy wiosennej), Raka (przesilenie letnie), Wagi (równonoc jesienna) i Koziorożca (przesilenie zimowe). Na razie trudno mi dać jasną odpowiedź, gdzie je umieścić: na ekliptyce czy na Równiku Niebieskim. Za ekliptyką przemawiałyby dane tradycyjne oraz fakt, że te punkty są związane z ruchem orbitalnym Ziemi; za Równikiem Niebieskim przemawiałoby to, że bliższa koszula ciału tj. bardziej odczuwamy wpływ ruchu Ziemi wokół własnej osi niż ruch orbitalny. Ten problem powinien być rozstrzygnięty doświadczalnie. Jeśli chodzi o podział na znaki, to najbardziej sensowną znaną mi koncepcję przedstawił Wojciech Jóźwiak w Cyklach Zodiaku - wprawdzie odwołuje się do symboli i numerologii, ale w sposób, który jest dla mnie do zaakceptowania; tym niemniej jednak, to wszystko trzeba będzie zweryfikować.

Działanie Zodiaku na różnych szerokościach geograficznych

Zarówno ja jak i niektóre znane mi osoby nieraz się zastanawialiśmy, czy Zodiak na półkuli południowej nie powinien być przesunięty o 180°: czy Waga nie powinna być Baranem itd. "Tradycyjny" Zodiak tropikalny, stosowany w astrologii europejskiej, jest oparty o punkt rownonocy wiosennej i ekliptykę. Problem w tym, że na półkuli południowej "punkt równonocy wiosennej" jest de facto punktem równonocy jesiennej, miesiącem zakochanych jest listopad itd. a chyba wszyscy się zgodzimy, że np. Baran jest znakiem typowo wiosennym. To prowadzi do wniosku, że faktycznie na półkuli południowej znaki Zodiaku powinny byc "przesunięte" o 6.

To dotyczy strefy umiarkowanej, ale powstaje pytanie: a co na równiku i, ogolnie rzecz biorąc, pomiędzy zwrotnikami? Tam w ciągu roku są w zasadzie dwie pory cieplejsze i dwie chłodniejsze, tak więc "wiosenny" Baran nie ma sensu. Nasuwa się wniosek, że na równiku Zodiak tropikalny nie powinien mieć żadnego znaczenia.

Zastanówmy się, jak opisać "natężenie wpływu Zodiaku tropikalnego". Potrzebujemy funkcji, która na biegunie północnym będzie miała wartość największą (np. 1), powinna maleć wraz z malejącą szerokością geograficzną, na równiku będzie równa zero, zaś jej przebieg na półkuli południowej będzie "antysymetryczny" (tzn. f(-x)=-f(x)) do półkuli północnej. Jeśli ograniczyć sie do funkcji trygonometrycznych, powyższe warunki spełniają wyłącznie funkcje postaci sin(2n+1) f, gdzie f to szerokość geograficzna a n to jakaś liczba naturalna; mogłaby być też jakaś kombinacja tych funkcji (np. 0.5(sin(f) + sin9999(f))). Oczywiście, najprostszym rozwiązaniem jest zwykły sinus (czyli sin(f)).

Tu przypomnę, że w myśl mojej hipotezy z domami powinno być na odwrót: największe znaczenie powinny mieć na równiku a powinny zanikać na biegunach - postulowałem opisanie ich "natężenia" przy pomocy funkcji cos(f), a jeszcze lepiej cos2(f) (ma bardziej "gładkie" zachowanie na biegunach).

Wszystko ładnie, ale np. w astrologii hinduskiej posługują się Zodiakiem gwiazdowym a nie tropikalnym. Przez dłuższy czas nie wiedziałem, "co z tym fantem zrobić", ale w końcu wpadłem na następujący pomysł: Zodiak gwiazdowy jest niejako drugą składową Zodiaku, niezależną od szerokości geograficznej!

Pomyślmy: przez Indie przechodzi równik, a więc tam Zodiak tropikalny miałby (w myśl mojej hipotezy) minimalne znaczenie. Europa jest daleko od równika i u nas (według danych tradycyjnych) obowiązuje Zodiak gwiazdowy. Da się to pogodzić w sposob następujacy: u nas Zodiak tropikalny jest wyraźnie silniejszy od gwiazdowego, u nich Zodiak tropikalny jest bardzo słaby i dlatego "odczuwają" głównie gwiazdowy.

Jesli wyrazić to w jezyku funkcji: powiedzmy, że względna "siła" Zodiaku tropikalnego na biegunie północnym jest równa 1. Wtedy np. w Krakowie (szerokość geograficzna 50°) byłaby równa sin(50°) = ok. 0.77. W Indiach byłaby w granicach ok. +/- 0.2 ("-" dla półkuli południowej!). W takim razie względna "siła" Zodiaku gwiazdowego powinna leżeć gdzies pomiędzy, np. być równa 0.4. Interpretacja znaków w Zodiaku gwiazdowym i jego punkt poczatkowy to osobne problemy - np. moim zdaniem nie powinno się automatycznie przenosić europejskiej interpretacji znaków Zodiaku, mogą (powinny?) wystepować spore różnice.

Prawdopodobnie pełny opis Zodiaku powinien być bardziej skomplikowany, gdyż powinien uwzględniać fakt, że wprawdzie na biegunach różnice między porami roku są największe (dzień i noc polarna) a na równiku najmniejsze, ale jeśli chodzi o nasłonecznienie (a co za tym idzie, pory roku), to Ziemię można podzielić na trzy typy stref:

To może oznaczać, iż w grę wchodziłyby jakieś dodatkowe efekty a przynajmniej siła działania Zodiaku tropikalnego byłaby opisywana bardziej skomplikowaną zależnością.

Weźmy choćby sytuację na równiku. Ponieważ tam w ciagu roku wystepują dwie pory cieplejsze i dwie chłodniejsze (przy czym w miarę zbliżania się do zwrotników różnice między obydwiema porami np. cieplejszymi stają się coraz większe), więc to dawałoby w efekcie trzecią składową, występującą tylko w obszarze równikowym - nazwijmy ją "kwadrupolową" (dwa maksima i dwa minima). "Zwykły" Zodiak tropikalny byłby "dipolowy" (jedno maksimum i jedno minimum).

Midpunkty, horoskopy kontaktowe i punkty arabskie

W astrologii tradycyjnej mianem midpunktów są określane punkty leżące pomiędzy dwoma obiektami, np. planetami. Problem w tym, że tak naprawdę to zawsze są dwa takie punkty, leżące naprzeciw siebie. Dowód? Proszę bardzo: niech długości ekliptyczne obiektów wynoszą l1 i l2, wtedy długość 1. midpunktu wynosi m1=(l1+l2)/2. Ponieważ mamy do czynienia z kątami, więc zawsze możemy dodać (lub odjąć) 360° do którejś długości, czyli mamy stąd m2=(l1+l2+360°)/2=m1+180°. Można się wprawdzie umówić, że bierzemy midpunkt wyłącznie na krótszym łuku (tzn. ten, który się znajduje bliżej obu obiektów), ale nie rozwiązuje to problemu jeśli punkty leżą naprzeciw siebie. Podobnie jest z horoskopami kontaktowymi (wektorowymi), przy czym jeśli mamy horoskop kontaktowy dla zespołu n osób to dla każdego elementu mielibyśmy n możliwych położeń czyli (jeśli ilość elementów horoskopu oznaczymy przez N) otrzymalibyśmy nN różnych horoskopów.

W tej sytuacji proponuję następujące rozwiązanie (tu mnie zainspirowały całki po trajektoriach znane z mechaniki kwantowej): wprowadzić funkcję siły I(d) (prawdopodobnie byłaby to ta sama funkcja, co w przypadku domów) i wtedy liczyłyby się obydwa midpunkty, ale z różną siłą: jeden oddziaływałby z siłą I(d1) a drugi z siłą I(d2) gdzie d1 i d2 oznaczają odległości między obiektami brane po jednym i po drugim łuku. Wtedy na pierwszy midpunkt przypadałby ułamek I(d1)/[I(d1)+I(d2)] sumarycznego oddziaływania a na drugi I(d2)/[I(d1)+I(d2)]. Podobnie byłoby dla horoskopów kontaktowych n osób - tyle, że byłaby większa ilość składników sumy. Wszystko zależałoby od kształtu zależności I(d) - jeśli byłaby bardzo stroma (szybko malejąca wraz ze wzrostem d) to mielibyśmy ostrzejsze granice (tzn. liczyłyby się praktycznie wyłącznie bliższe midpunkty) i na odwrót.

Powyższe rozważania stosują się do astrologii tradycyjnej, ograniczonej do ekliptyki. Jeśli rozszerzyć to na sferę, to zamiast dwóch punktów otrzymamy koło wielkie i wtedy mielibyśmy nieskończenie wiele punktów, przy czym najsilniejsze byłyby punkty wokół połowy najkrótszego łuku między obydwoma obiektami a suma zostałaby zastąpiona przez całkę po tym kole wielkim. Na razie nie byłoby to specjalnie użyteczne w praktyce astrologicznej, ale w przyszłości - kto wie ?

Czy ma to jakieś konsekwencje dla punktów arabskich? Ma, gdyż ich wyznaczanie zależy od tego, czy osoba się urodziła w dzień czy w nocy, stąd wątpliwości w wypadku, gdy Słońce znajduje się w pobliżu horyzontu. I znów, aby uniknąć nieciągłości, proponuję uznać, że liczą się obydwa punkty: dzienny oddziaływałby z siłą obliczoną dla odległości Słońca od Zenitu a nocny oddziaływałby z siłą obliczoną dla odległości od Nadiru. Jeśli wysokość Słońca oznaczyć przez h (h dodatnie oznacza położenie nad horyzontem i na odwrót) to punkt dzienny oddziaływałby z siłą I(90°-h) a nocny z siłą I(90°+h) - w dzień silniejszy byłby dzienny, w noc nocny a przy wschodzie lub zachodzie Słońca obydwa oddziaływałyby z jednakową siłą. Sytuacja by się skomplikowała, gdyby przyjąć moją koncepcję domów - prawdę mówiąc, na razie nie znalazłem satysfakcjonującego rozwiązania. Prawdopodobnie należałoby jakoś dodawać odpowiedni łuk do punktu Wschodu albo zrzutować wszystko na Pierwszy Wertykał. Albo w ten sposób: zatoczyć okrąg o promieniu danego łuku wokół punktu Wschodu i uznać któryś kierunek za bardziej zgodny z urodzeniami dziennymi a przeciwny za zgodny z urodzeniami nocnymi - wtedy znów, jak w przypadku midpunktów, otrzymalibyśmy koło zamiast dwóch punktów, przy czym tym razem prawie zawsze byłoby to koło małe.

Powrót do strony z uwagami nt. astrologii.

Powrót do strony głównej.