Romana Kahl - Stachniewicz
Różne dziwne doświadczenia
Kim jestem
Dawno temu pojawiłam sie na naszej Matce Ziemi.
Dzieciństwo miałam niezłe, jeśli nie brać pod uwagę, że dawałam się
wpędzać w kompleksy - w czym bardzo pomagała mi starsza
siostra ;)
Po skończeniu studiów zaczęłam otrzepywać się z kompleksów, a
nawet pełna entuzjazmu zabrałam się do poprawiania świata i innych.
Na
pewno nie byłam osobą łatwą dla swoich szefów. Widziałam świat tylko
w
barwach białych i czarnych. Byłam buntownikiem (Słonce w Wodniku),
wymagałam od siebie ale i od innych, by działali zgodnie z tym co
sami
głoszą. Nie
wytrzymywałam w pracy nigdzie dłużej niż 4, 5 lat, w takim czasie
zdążyłam już zbyt dużo zaobserwować, a ponieważ to co widziałam
nie
było to w zgodzie
z moimi ideałami wiec stawałam się nieznośna i szukałam czegoś
innego.
Następnie był okres rewolucyjny - rozsadzałam system komunistyczny.
Potem zajęłam się rodziną, swymi dziećmi - Sławkiem i Stasią. Na
całe
szczęście, nie próbowałam ociosać ich zbytnio według własnej miary,
a
to dlatego, że stosunki z mężem i dziećmi oparte zostały na zasadzie
przyjaźni (mąż też Wodnik).
W końcu, stuknęłam się w głowę i doszłam do zbawiennego
wniosku,
że ś w i a t n a
l
e ż y z m i e n i a ć o
d s i e b i e .
Zajęłam się astrologią, numerologią, tarotem, medytacją, itp - to
wszystko aby poznać lepiej siebie. Zajęłam się również radiestezją i
bioenergią na potrzeby swych najbliższych. Jestem raczej typem
samotnika, chociaż bywały okresy gdy przez nasz dom przewijali się
różni ludzie.
Najmniej lubianym przeze mnie uczuciem jest uczucie bezradności i
zagubienia. Doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem na to by nie
czuć zagubienia wobec różnych doktryn,
różnych autorytetów czy to religijnych czy to naukowych jest
sięganie w
głąb siebie i stawanie się samemu dla siebie autorytetem.
Było to uważne przyglądanie się sobie czy postępuję zgodnie z tym co
w
głębi siebie uznaję za prawdę, czy jestem względem siebie szczera
nawet do bólu.
Tylko bowiem gdy jesteśmy względem siebie szczerzy i zgodnie z tym
postępujemy możemy osiągnąć spokój i wewnętrzne zadowolenie,
natomiast
gdy
próbujemy
zadowolić innych wbrew temu co uważamy za słuszne, czujemy
udręczenie i
wewnętrzny
niepokój.
Moje poglądy religijne
Religijność to opieranie się na jakimś systemie wierzeń. Czy
mogłabym powiedzieć, że w coś wierzę?
Gdy byłam dzieckiem to tak. Mogę powiedzieć, ze gdzieś
do
14-tego roku życia byłam bardzo religijna. Oczywiście przejęłam
wiarę
od swoich rodziców, którzy byli katolikami. Potem zaczęłam odchodzić
od
wiary widząc, że ci co ją głoszą wcale nie postępują wg tego co
mówią.
Zaczęłam dostrzegać, iż u większości ludzi cała ta wiara oparta jest
głównie na strachu lub korzyściach materialnych. Strachu przed
Bogiem,
strachu przed tym co powiedzą czy pomyślą inni ludzie. A w przypadku
co
poniektórych księży to jest to po prostu sposób na zarobkowanie.
Zaczęłam podejrzewać iż moi rodzice nie chodzą do kościoła by szukać
tam Boga lecz z tak zwanego obowiązku czy przyzwyczajenia. Nie
mogłam
się tez pogodzić z tym, że Bóg dopuszcza istnienie zła. Zaczęłam
więc w
Niego wątpić.
Zbuntowałam się, przestałam chodzić do kościoła. Przestałam też się
zastanawiać czy Bóg istnieje czy nie. Założyłam, że będę żyć zgodnie
z
10-cioma Przykazaniami, że będę starała się nie krzywdzić nikogo i
jeżeli Bóg istnieje to po śmierci i tak się znajdę w Niebie a jeśli
nie
ma niczego więcej niż życie materialne to i tak będę mieć
satysfakcję z
bycia prawym człowiekiem choć niekiedy z zapędami
dyktatorskimi :)
I tak sobie żyłam starając się nie krzywdzić, starając się żyć
zgodnie
z tym co mi podpowiadało moje serce.
Do wiary a właściwie do w i
e
d z y , bo trudno to już nazwać
wiarą zaczęłam dochodzić od kiedy zajęłam się radiestezją.
Przekonałam
się, że
istnieje świat energii, której na ogół nie widzimy ale możemy ją
wyczuwać np.
przy pomocy wahadła czy różdżki i że tak naprawdę to wszystko jest
energią włącznie z nami. Tyle tylko iż posiadamy różny stopień
wibracji.
Doświadczenia związane z wysyłaniem czegoś co było we
mnie
a co nie było ciałem materialnym przekonały mnie, że składamy się z
wielu
części, że ciało materialne to tylko powłoka, w którą się
przebieramy
rodząc się na Ziemi. Oprócz ciała materialnego mamy przecież emocje
i
uczucia
(duszę, podświadomość), świadomość (myśli) oraz nadświadomość
(ducha).
Od czasu doświadczeń z wysyłaniem tego czegoś co nazywane jest
ciałem
astralnym, przekonałam się, że tak na dobrą sprawę to nie ma śmierci
jest tylko przemiana czyli zostawianie na ogół zniszczonego już
ciała
materialnego by narodzić się a właściwie powrócić do świata ducha.
Przekonałam się również, że energią można się świadomie dzielić z
innymi. I nie istnieją tu bariery czasu i przestrzeni. W ten sposob
można
leczyć, kogoś kto akurat ma niedobór energetyczny np w wyniku
przebytych
stresów.
Oczywiście jeśli nauczymy się pozyskiwać energię z
otoczenia np. od
drzew, z miejsc mocy, od kryształów a nade wszystko od Boga, który
jest
pełnym
zbiorem energii i przy okazji oprócz swej świadomości wykorzystamy
swoje emocje (miłość) to tym skuteczniej możemy komuś pomóc.
Oczywiście
pod warunkiem, że ten ktoś zechce ją przyjąć ponieważ jeśli jest
zbytnio zablokowany, nie ma w nim chęci do dalszego życia to możemy
tylko spróbować dotrzeć do jego podświadomości by przekonać ją aby
zechciała jeszcze pozostać w świecie materialnym.
Oczywiście w zrozumieniu tego wszystkiego bardzo
pomogły
mi książki napisane przez Mulforda, Monroe, Redfielda itd, itd. Ale
niczego nie przyjmowałam na wiarę wszystko wypróbowywałam na sobie
oraz
swych najbliższych..
Wracając jeszcze do spraw wiary to przypomniała mi się
moja mama która mówiła; ja w to nie wierzę (chodziło o oddziaływanie
bioenergią) ale to pomaga.
Jeśli o mnie chodzi to w nic nie wierzę ale miewam przeczucia,
odczucia
i doświadczam różnych dziwnych rzeczy. Jak się skoncentruję to widzę
aurę i przepływ energii.
Dla mnie Bóg jest całością, wszystkim co istnieje.
Jeśli
wyobrazilibyśmy sobie Boga jako rękę a my bylibyśmy palcami tej ręki
ale mielibyśmy zdolność widzenia siebie tylko w postaci paznokci to
każde zejście paznokcia z sąsiedniego palca traktowalibyśmy jako
jego
śmierć a tymczasem przecież palec nadal istnieje i kiedyś wyrasta na
nim następny paznokieć (rodzi się). Więc nie ma co
rozpaczać z powodu utraty paznokcia z sąsiedniego palca natomiast
dobrze jest spróbować dostrzec całego palca a przynajmniej starać
się
go odczuć.
To, że czegoś nie widzimy wcale nie jest dowodem na to,
że to nie istnieje.
Poza Ciałem
Lubiłam sprawdzać na własnej skórze to o czym czytałam.
Po
przeczytaniu książek R.Monroe postanowiłam wypróbować ćwiczenie
opisane
w książce i robiłam je przez jakiś czas. Było ono związane z
koncentrowaniem się
na oddechu. No i udało się. To było niesamowite uczucie np. gdy ręka
astralna wychodziła z ręki fizycznej, gdy przechodziła przez ścianę,
gdy odbijałam się lekko jak piłka od ziemi, gdy szybowałam jak ptak
w
powietrzu. Byłam tam gdzie moja myśl.
To było niesamowite. Ale po którymś doświadczeniu wystraszyłam się,
nagle otrzymałam sygnał, że muszę natychmiast wracać do ciała, a gdy
wróciłam słyszałam ciężkie oddalające się kroki jakby ktoś odchodził
w
ciężkich żelaznych butach. Więcej już nie eksperymentowałam. Te
ćwiczenia dały mi pewność, że nie jestem swoim ciałem fizycznym a
tylko
go zamieszkuję,. Przestałam się bać śmierci i patrzę z nieco innej
perspektywy na życie.
Przy wychodzeniu z ciała słyszałam przeważnie coś podobnego do
bzyczenia pszczół. Gdy byłam dobrze skoncentrowana i rozluźniona to
to
bzyczenie było bardzo przyjemne. Natomiast im gorzej byłam
skoncentrowana tym bardziej przypominało to dźwięk pracującej
wiertarki.
Gdy po raz pierwszy udało mi się oddzielić swą rękę astralną od ręki
fizycznej tak bardzo się ucieszyłam, że się zdekoncentrowałam i
wszystko się cofnęło. Do następnych eksperymentów podchodziłam już
spokojniej.
Robiłam również doświadczenia z wywoływaniem duchów, ale prędko
dałam
sobie z tym spokój. Doszłam do wniosku, że duchy maja swoje zadania
i
nie należy ich niepokoić. Zresztą na takie seanse przychodzą raczej
duchy nieprzebudzone takie, które nie mogą się oderwać od spraw
materialnych, od nałogów itp. I plotą trzy po trzy, często chcą
nas zastraszyć. Teraz każdemu odradzam.
Miewam kontakty ze zmarłymi rodzicami, którzy zjawiają się w
czasie synu, gdy chcą mnie przed czymś przestrzec. W ogóle
interpretacja snów daje mi wiele informacji.
Miewam kontakty telepatyczne ze swymi dziećmi gdy im coś grozi.
Rożne doświadczenia
Z a d z i a ł a n i e n
a
p o d ś w i a d o m o ś ć
d
z i e c k a.
Gdy wróciłam z "internatu" Stasia miała problemy z moczeniem
się
w
nocy. Miała wtedy niecałe 2 lata. Postanowiłam jakoś na to zaradzić
przy pomocy magii.
W nocy gdy Stasia głęboko spała wyobraziłam sobie, że gromadzę
energię
w rękach i kilka razy przesuwałam nad nią ręce, zaczynając od głowy
w
kierunku stóp, głośno mówiąc "nie siusiasz już w nocy". Od tego
czasu
nigdy więcej nie
było problemu.
Z a b e z p i e c z a n i e
n a
m i o t u przed złodziejami
gdy byliśmy na wakacjach..
Zostawialiśmy namiot wraz z całym dobytkiem nad rzeczką
uprzednio obchodząc go kilka razy i mrucząc pod nosem, że jest
chroniony przed złodziejami.
Raz chciałam sprawdzić jak to działa i zaczaiłam się w namiocie gdy
pozostali poszli na grzyby. Po jakiejś pół godzinie usłyszałam, że
ktoś
przechodzi przez rzekę (namiot był rozbity na wysepce otoczonej
strumykami), Gdy juz ten ktoś był przy brzegu, niedaleko naszego
namiotu
to nagle zerwał się wiatr i strącił menażki, które wisiały na
rozwidlonym konarze drzewa robiąc hałas. Ten co się skradał
przestraszył
się i zawrócił.
D o ś w i a d c z e n i
a
z p i ż m a k i e m .
Byliśmy na wakacjach nad Nidą. Mieszkaliśmy w namiotach. Po kilku
dniach zauważyliśmy młodego piżmaka, który przychodził wyjadać
okruszki. Od tej pory zostawialiśmy mu specjalnie coś do jedzenia.
Bardzo lubił zwłaszcza ser żółty. Był kapitalny gdy brał
kawałek
sera
w przednie łapki i siedząc na tylnych łapkach zajadał ser
rozglądając się swymi bystrymi oczkami, które wyglądały jak
koraliki. Nie bał się nas i gdy siedzieliśmy cicho to podchodził
bardzo
blisko.
Kiedyś postanowiłam zrobić doświadczenie, żeby przekonać się jak
działa
magia. Położyłam kawałek sera i narysowałam wokół niego okrąg.
Zataczałam ten okrąg kilka razy mówiąc, że jest to przeszkoda nie do
przebycia. Usiedliśmy niedaleko i obserwowaliśmy co będzie. Piżmak
poczuł zapach sera zjawił się więc i chodził w koło nie mogąc
przekroczyć wyrysowanego okręgu. Wygadało
to tak komicznie, że nie mogliśmy się powstrzymać od śmiechu.
Biedny piżmak musiał się bardzo mocno przestraszyć i uciekając
najbliższą drogą w stronę rzeki, gdzie miał swoją kryjówkę,
przekroczył
okrąg. Po chwili, gdy już się uspokoiliśmy, powrócił i z
lekkim wahaniem porwał kawałek sera. Tak więc tylko wielki strach
pozwolił mu przerwać przeszkodę a gdy ją raz przerwał to już magia
przestała działać .Przy robieniu okręgu wcale się zbytnio nie
koncentrowałam.
M a g i c z n e z a d
z i
a l a n i e n a l u d
z i.
Na tych samych wakacjach. Stasia miała wtedy z 6 lat, był
Sławek
i
Agnieszka (córka mojej znajomej). Jacyś faceci, po drugiej stronie
rzeki, bardzo głośno, ordynarnie i nieprzyzwoicie się zachowywali,
szczególnie jeden z nich wkurzył mnie maksymalnie, gniew we mnie
wprost
kipiał. Mąż był na rybach a ja nie chciałam aby dzieci
oglądały
to
co ci "ludzie" wyrabiali. Poszłam do namiotu, wzięłam ze sobą
kawałek
patyczka. Mocno się skoncentrowałam i wyobraziłam sobie, że ten
patyczek to właśnie ten facet. Złamałam patyczek z wściekłością
myśląc, że temu facetowi, który zachowywał się nieprzyzwoicie,
odbieram
nadmiar energii i przekazałam ją przyjacielowi z opozycji, który
akurat
wtedy siedział w więzieniu. Usłyszałam tylko głos jednego z nich
"no,
co tobie, co tobie ..." i więcej ich już nie widziałam.
N i e b e z p i e c z e ń s t w o
Był wieczór. robiłam coś jeszcze w kuchni. Nagle usłyszałam głos
Stasi
wołającej mnie. Pobiegłam do drzwi by jej otworzyć Ze
zdziwieniem
stwierdziłam, że przy drzwiach nie było nikogo. Wyszłam na ulicę -
cicho i pusto. Wróciłam do mieszkania, skoncentrowałam się na Stasi,
wyobraziłam sobie. że przesyłam jej energię i że Matka Boża otacza
ją
swym płaszczem niebieskim. Gdy Stasia wróciła
do domu okazało się, że właśnie w tym czasie szli za nią podpici
mężczyźni i próbowali ją zaczepiać. Stasia wyobraziła sobie, że na
plecach ma zwieszone lustro i że odbija od siebie złe energie.
Po
chwili mężczyźni dali jej spokój i odeszli.
P a n J a n
Otrzymaliśmy kiedyś od znajomego, pana Jana obrazek z wyhaftowaną
przez
niego różą. Wiedzieliśmy, że zachorował i że jest w szpitalu.
Pewnego
wieczoru było już dosyć późno, nagle materiał (mocno wykrochmalony i
nalepiony na tekturkę) z wyhaftowaną różą oderwał się od ramki
(ramka
przyciskała go do ściany), z hukiem spadł na ziemie i potoczył
się po podłodze. Wyglądało to tak jakby ktoś nim cisnął o ziemie.
Nie
patrząc na późną porę zadzwoniłam do koleżanki z zapytaniem czy ma
jakieś wiadomości od męża. Stwierdziła, że gdy była po południu w
szpitalu to czuł się dobrze i chyba za kilka dni wyjdzie do domu.
Poradziłam jej jednak aby się modliła o zdrowie męża. Wraz ze Stasią
też skoncentrowałyśmy się na modlitwie o zdrowie pana Jana. Na drugi
dzień okazało się,. że pan Jan właśnie wtedy był nieprzytomny. Spadł
z
łóżka i miał wstrząs mózgu. Wygląda na to, że będąc nieprzytomnym
chciał zwrócić na siebie naszą uwagę.
Było też kilka przypadków gdy krewni czy nasi znajomi w chwili
śmierci
dawali nam znać o sobie..
Niekiedy więc dobrze jest w skrajnych przypadkach pomóc sobie magią,
ale
nie należy jej nadużywać. Przede wszystkim nie wolno manipulować
innymi. Ponadto nie możemy wszystkiego co nam nie miłe unikać,
musimy
przecież zdobywać różne doświadczenia by się rozwijać, nie możemy
dreptać w miejscu.
Poza tym, teraz zamiast odbierać komuś energię czy ją odbijać raczej
odwołałabym się do jego Opiekuna Duchowego i starałabym się
przekazać
mu jak najwięcej światła aby sam mógł dostrzec swoje niewłaściwe
zachowanie.
N i e p o k ó j o z n
a j
o m e g o
Odczułam silny niepokój o znajomego, który mieszka na innej półkuli
Ziemi. Postawiłam kabałę i wyszło mi, że znajomy czuje się bardzo
osamotniony
i wpadł w depresję. Postanowiłam więc, że skoncentruję się chwilę i
podeślę mu trochę energii. Po chwili rozluźnienia się wyobraziłam
sobie, że otulam znajomego opiekuńczym światłem. Nieraz już robiłam
podobne rzeczy i wtedy na ogół ludzie odczuwali ciepło, mrowienie,
ukojenie. Jakież było moje zdziwienie gdy dowiedziałam się, że
znajomy,
który wtedy spal ( u niego było około 6 rano a zasnął dopiero o 5
nad
ranem (tak długo nie mógł zasnąć bo wpadł w duży dołek
psychiczny)
nagle obudził się. Poczuł, że koło niego ktoś leży, obrócony do
niego
plecami. 0 mało co nie dostał zawału serca ale dotknął leżącego, w
koszuli nocnej, ciała. Wtedy osoba ta przemówiła "nie bój się,
jestem Romilita, przyszłam aby Ci potowarzyszyć, spij dobrze". Po
czym
znajomy zapadł w bardzo głęboki, spokojny sen. Gdy się obudził był
całkowicie
przeświadczony o mojej obecności w jego domu. Był również zdziwiony
tym, że spałam w jego łóżku. Dopiero po chwili dotarło do niego, ze
wcale mnie nie
było w jego domu.
Ciekawa jestem czy można to jakoś wytłumaczyć. Nie było to wysyłanie
ciała astralnego. Cały czas swoją świadomością byłam obecna
w swoim domu. Przekaz energii trwał około 5 - 10 minut i odbywał się
około 12-tej w południe czyli w tym samym czasie (różnica miedzy
nami
wynosi 6 godzin). Byłam ubrana w długą spódnice i sweterek.
To, że wyczuł moją obecność można wytłumaczyć tym, ze będąc w
stanie
zbliżonym do snu, potrzebował wsparcia, Jego podświadomość odczuła
mój
przekaz i z radością chciała mu to zakomunikować. Chciała mu
przekazać, że nie jest sam i że ktoś bliski jest blisko, pokazała mu
wiec właśnie
obraz (kogoś blisko czyli leżącego obok). Ponieważ było to jednak
zbyt
mocne wrażenie - nastąpiło częściowe przebudzenie. Wtedy
podświadomość
aby się
uspokoił i aby mógł poznać, kto to i jaką ma intencję przekazała mu
moje
słowa. Mówiłam do niego po hiszpańsku chociaż wcale nie znam tego
języka, jest to natomiast jego język ojczysty.
P o r t r e t S t a s i
Sergio był na obiedzie u swych peruwiańskich przyjaciół. Na obiad
przyszła również znajoma gospodarzy (z tak zwanych klas
wyższych), która przyjechała z Peru. Podczas obiadu nadawała
na tych "okropnych Indian",
Sergio oczywiście ich bronił ale w pewnym momencie zrobiło mu się
bardzo przykro i pomyślał, że szkoda, że nie ma z nim Stasi bo tylko
ona
rozumie co on czuje i pomogłaby mu bronić Indian. Pomyślał o
portrecie
Stasi, że bardzo chciałby chociaż na
niego spojrzeć i żałował, że nie wziął go ze sobą do Stanow.
Dosłownie
w tym momencie w naszym domu portret Stasi spadł ze
ściany. Gwóźdź pozostał w ścianie, szkło się rozprysło. ramka pękła
i
mimo poszukiwań nie
odnalazłyśmy zawieszenia.
Strona główna
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL